Parę dni temu, w piątek, mój kolega i trener wysłał mi zdjęcie z Tatr… Wie, że każdą wolną chwilę, a czasem i tę, która niestety wolną nie jest, spędzam w górach.
Dawniej Beskidów nie nazwałabym górami… Tatry to miejsce, w którym zaczynałam swoją przygodę, na przekór wszystkiemu. I gdyby nie zabroniono mi wyjść w góry, z pewnością w życiu bym się tam nie pchała…
Ale ja nie o tym. Dostałam zdjęcie z Tatr, na zdjęciu genialny gość (nie da się ukryć)… Odesłałam zdjęcie moich biednych, ręcznie robionych notatek i czwartkowej Babiej… Piątek był pierwszym dniem, po naprawdę długiej przerwie, kiedy to siadłam na dupie i rzeczywiście wzięłam się do nauki – twardo zabieram się za przygotowania do egzaminu na przewodnika (i tu podkreślam znaczenie słowa – zabieram się…). A. śmieje się ze mnie i żartuje, że mam podesłać mu pogodę… Więc czaruję, po swojemu, wysyłam. Po chwili dostaję wiadomość, że działa. I jak się tak nad tym zastanowię, to chyba mam coś z czarownicy… Takiej nieco naiwnej, wiecznie uśmiechniętej, uwielbiającej ludzi i zaklinającej rzeczywistość. Zaklinającej w dobrym tego słowa znaczeniu.
Góry zmieniły moje życie. Wiem, brzmi tanio i niezbyt oryginalnie. Ale tak jest. I pewnie z czasem wyspowiadam się z tego w jaki sposób i dlaczego. A żeby nie straszyć na dzień dobry, to powiem tylko tyle, że jako człowiek z kompletnie nieuporządkowanym życiem (i biurkiem), ale z precyzyjnie obranym kierunkiem na przyszłość, z tysiącem marzeń w kieszeni, wszystkie ważne sprawy załatwiam… na Babiej Górze. A że dużo się dzieje, to w ciągu ostatnich dziesięciu dni byłam tam trzy razy.
Królowa jest dla mnie łaskawa. Kto kiedykolwiek ze mną rozmawiał, ten wie, że często to podkreślam. I choć znam setki innych szlaków i miejsc, Babią upodobałam sobie szczególnie.
Czerwonym szlakiem z Krowiarek na Diablak
Zawsze wtedy, kiedy mam przysłowiowego nerwa (przeklinać mi nie wypada, bo pracuję w szkole), to markując bieganie, lecę czerwonym szlakiem (Głównym Szlakiem Beskidzkim – GSB) z Krowiarek na Diablak.
Dziękuję Królowej, że przeżyłam ten swój świński trucht i błagam o łaskawość na zejściu, zbiegu, jak zwał, tak zwał…
Zajmuje mi to dwie godziny z maleńkim haczykiem, a wszelkie problemy same się rozwiązują… To najprostsza opcja, by dostać się tam np. na wschód słońca, na którym oczywiście nie byłam, bo przecież na teren parku narodowego wchodzić po zmroku nie wolno…
Samego wschodu w niedzielę nie dało się zobaczyć, atmosfera jednak jak zwykle przednia, genialni ludzie dookoła, a bezcenne widoki pojawiły się jakieś pół godziny później, gdy mgła podniosła się, a chmury postanowiły wynagrodzić nam trudy oczekiwania…
Może ktoś z Was rozpozna się na zdjęciach?
Łańcuchy wcale nie są takie straszne...
W ramach rozgrzeszenia z marnowania cennych godzin na góry w ostatnim czasie, postanowiłam ogarnąć znacznie ciekawszą trasę. I opcję tę szczerze polecam.
Z Krowiarek, Górnym Płajem (czyt. szlakiem niebieskim), mijając malowniczy Mokry Stawek, do Skrętu Ratowników, by Percią Akademików udowodnić sobie i światu, że łańcuchy wcale nie są takie straszne, a także by pokłonić się Matce Boskiej Królowej Babiej Góry, i wejść na Diablak – wszak w otoczeniu Królowej Beskidów płynnie przenikają się i wzajemnie uzupełniają dwa światy – i ten chrześcijański, i ten baśniowy, pełen legend, dawnych wierzeń i opowieści.
Na szczycie kilka zdjęć, próby opisu panoramy, a ta rozciąga się dookoła, na pełne 360 stopni…
To tu parę miesięcy temu poukładały mi się w głowie wszystkie pasma, od Beskidu Żywieckiego, przez Śląski, Mały, Makowski, Wyspowy, przez Działy Orawskie, Tatry, i Bóg jedne wie, co jeszcze u naszych słowackich braci.
Tam rozpoznaję tylko Wielkiego (Króla) Chocza, o którym kiedyś Wam opowiem, jakże bliską memu sercu Małą Fatrę i Budin – ten kojarzę ze względu na cudną nazwę.
Z Diablaka, Głównym Szlakiem Beskidzkim (szlakiem czerwonym) na Kępę, podziwiając ukazujący się cudowny Beskid Wyspowy, z Mogielicą na deser, w stronę Sokolicy, by przed samą platformą odbić w lewo, na Perć Przyrodników (szlak zielony).
To naprawdę dobre rozwiązanie dla tych, którzy nie znoszą lejącego się z nieba żaru i kamiennych stopni w dół – Perć Przyrodników to szlak leśny, zacieniony, z nieco łagodniejszymi stopniami pozbawionymi kamieni. Dalej Górnym Płajem w stronę Krowiarek.
A może drzemka?
Trzecia opcja, którą testowałam po raz kolejny, to trasa rozpoczynająca się w miejscu oznaczonym jako Zawoja Markowe. Stąd do schroniska szlakiem zielonym, dalej w stronę Diablaka Głównym Szlakiem Beskidzkim.
Ze szczytu, z powrotem, idąc GSB, przez przełęcz Brona na Małą Babią, zwaną Cylem, niedocenianą i rzadko odwiedzaną siostrę Królowej, z równie pięknymi widokami, szczególnie na stronę słowacką, i cudnymi polankami ukrytymi wśród kosodrzewiny, idealnie nadającymi się na krótką drzemkę.
Jedynym minusem są owadzie meserszmity zakłócające błogi spokój przybyłym. Z Cyla, zielonym, na Żywieckie Rozstaje, a stamtąd, szlakiem czerwonym (GSB) prosto na Markowe Szczawiny.
Szczerze polecam genialny chłodnik i zimne piwo. I choć nie jest to może zestaw oczywisty, na upał idealny. Ze schroniska do parkingu najkrócej szlakiem zielonym.
Masyw Babiej Góry oferuje nam mnóstwo możliwości naprawdę przyjemnego trekkingu.
W zależności od tego, na czym nam danego dnia zależy, możemy wybierać spośród masy szlaków, by dotrzeć na szczyt.
A gdybyście chcieli nieco podkręcić atmosferę, warto zatopić się najpierw w lekturze z pozoru skierowanej do najmłodszych – ja osobiście, jako 33-letni dzieciak, szczerze polecam – w „Księdze babiogórskich opowieści” Katarzyny Ceklarz. Wydany na grubym papierze, pięknie ilustrowany zbiór legend, okraszony krótkimi notatkami z kontekstem historycznym.

Agata Bielecka - Nie rozliczając z marzeń
Gdybym miała jakoś opisać siebie, to powiedziałabym: Człowiek niewyobrażający sobie życia i pracy bez innych ludzi. Matematyk praktykujący, geodeta z wykształcenia, rzeczoznawca z ambicji. Miłośniczka gór – to z przekory. I mam nadzieję, kiedyś, a może wkrótce, przewodnik beskidzki… Ale z marzeń się nie rozliczam…
Aż zachciało się spakować plecak i ruszyć w trasę. 🙂
Piotrek, pakuj plecak, swoje Dziewczyny, ruszamy!
Rewelacja. Jesteś Wielka!
Dziękuję!
Z zaciekawieniem się to czyta.
Cieszę się bardzo. Mam nadzieję, że to dopiero początek 🙂
Południowy Płaj – tą ścieżki mało kto zna – ciężko ją odnaleźć, ale polecam tym co przeszli już wszystkie szlaki w masywie Babiej Góry. Miejscami trzeba się napocić w odgadnięciu którędy ścieżka idzie. Masa strumyków, które dają niesamowity szum co chwila – trzeba je pokonać nawet nadrabiając drogi ale warto!
Teraz tylko mi zostało nocne wejście na Diablak i jestem spełniony.
Pozdrawiam
Nocne wyjścia rzeczywiście robią wrażenie, choć ja tak naprawdę wolę ten moment po wschodzie. A co do Chodnika Parkowego, tak też nazywany jest Południowy Płaj, to rzeczywiście jest znany niewielu. I może niech zostanie opcją dla koneserów.
Pozdrawiam serdecznie 🙂