Kiedy Kuba zaproponował nam wspólny wyjazd, wiedziałyśmy z Justyną, że szykuje coś wyjątkowego. Ostatnie dwa lata zmieniły nasze patrzenie na rzeczywistość, na siebie samych i sposób postrzegania tego, co nadchodzi… A w przyszłość patrzę z coraz szerszym uśmiechem… Mimo niepewności i bólu, który od tygodnia nie pozwala spokojnie zasnąć… Kolano… I własna głupota… Ale… Liczę na to, że okłady z siemienia gotowanego w piwie, które poleciła mi pracująca ze skoczkami narciarskimi koleżanka, maść z żywokostu zrobiona przez mamę P. i fizjoterapeuta, u którego wizytę załatwiła mi kolejna Dobra Dusza… pomogą.
Z bólem, łzami w oczach, ale z uśmiechem i 8 kilogramami kociego szczęścia na zdrowej nodze ogarniam zdjęcia z ostatniego wyjazdu…
Jesień. To doskonały moment na podejmowanie nowych wyzwań. Mieliśmy zobaczyć jesienny redyk w Ochotnicy. Dla tych, którzy nie siedzą w temacie – redyk to coroczny powrót owiec z hal, kończący sezon wypasów. Dwa lata temu, nie wiedziałam. W tym roku nie zdążyłam zobaczyć.
Startujemy z osiedla Młynne, z przysiółka Kotelniki. Zawierzając naszej cudownej Gospodyni, trochę na przełaj, zdobywając przy okazji Wierch Lelonek, docieramy do czerwonego szlaku. Czasami warto zaufać mieszkańcom… Od samego początku towarzyszą nam wspaniałe widoki. Mogielica, królowa Beskidu Wyspowego, Modyń w kształcie samicy wieloryba (nie mam pojęcia dlaczego akurat samicy, ale od kursu tak właśnie mi się kojarzy) i Zbludzkie Wierchy, na których jeszcze nie byłam. Za plecami Lubań i Twarogi. A wszystko to skąpane w ciepłych promieniach październikowego słońca… Skręcona tydzień wcześniej kostka nie czuje najmniejszego zmęczenia.
Docieramy do Gorca na jedną z kilku siostrzanych wież wybudowanych przez Gminę Ochotnica Dolna. Solidna konstrukcja robi wrażenie, niesamowita przejrzystość dopełnia dzieła! Widoki nie do opisania! Babia i Gorce, Luboń Wielki, Szczebel, Mogielica, Modyń, Lubań… długo by wymieniać! Wrócimy tu na zachód słońca… Ruszamy w stronę Ochotnicy… Redyk uciekł jakąś godzinę temu… Wypadałoby sprawdzić, co dzieje się na Skałce, gdzie swego czasu funkcjonowało prywatne schronisko.
Po kilkudziesięciu minutach pytamy sympatycznej starszej pani czy uda nam się tu coś zjeść. Prawdę mówiąc, mając w planach redyk i lokalne przysmaki, kompletnie nie przygotowaliśmy się do wyjścia… Kobieta tak po prostu zaprasza nas do siebie – na placki! Lepiej być nie mogło. To dla takich Ludzi, takich chwil, smaków i magicznego klimatu chodzimy po górach…
Najedzeni i szczęśliwi dołączamy do zielonego szlaku. Ruszamy z powrotem w stronę Gorca. Zachód dopada nas kawałek przed szczytem. Bierzemy udział w niesamowitym spektaklu… Dobiegamy do wieży, jesteśmy sami! Emocje nie do opisania! I tak stoimy sobie w trójkę: ja, Justyna i Kuba… A w mojej głowie koncert życzeń… Parę kolejnych marzeń do spełnienia… Kilka wspólnych planów do zrealizowania. Żegnamy słońce, wypalamy papierosa… My, niepalący palacze. To pewnie jeden jedyny papieros w moim wykonaniu podczas tego wyjazdu.
W sumie to mam szczęście. Ta trucizna tak bardzo mi smakuje, że gdyby nie to, że naprawdę mi nie wolno, pewnie kurzyłabym jak lokomotywa… A tak, noszę te swoje śmierdziuchy ze sobą, nie mając nigdy zapalniczki do pary, i trenuję wciąż za słabą silną wolę…
Uzbrojeni w czołówki, zadowoleni, snujący plany na przyszłość wracamy lasem do domu… Sama nie odważyłabym się na taki spacer. Towarzyszą nam niczym nieskrępowane nietoperze i to wspaniałe poczucie wolności. Takiej, której nie zrozumie nikt, kto wolny się nigdy nie czuł…
Nocna konferencja przyniesie, mam nadzieję, konkretne efekty, ale o tym wkrótce… Niedzielę spędzamy w Pieninach. Kolano odmawia posłuszeństwa… To chyba odwet za nieposzanowaną kostkę… Siądę. Siądę na tyłku! Na pewno brakuje mi pokory… Przewodnik z niesprawną nogą nie brzmi dobrze…

Agata Bielecka - Nie rozliczając z marzeń
Gdybym miała się jakoś opisać, to powiedziałabym: Człowiek niewyobrażający sobie życia i pracy bez innych ludzi. Matematyk praktykujący, geodeta z wykształcenia, rzeczoznawca z ambicji. Miłośniczka gór – to z przekory. Od niedawna przewodnik beskidzki (nr legitymacji: PGB/3/21). Z marzeń się nie rozliczam… Ze spełnionych się cieszę. To wystarcza!